Medialna dyskusja na temat problemów Platformy Obywatelskiej jest odwrócona do góry nogami. Również wypowiedzi polityków rządzącej partii niewiele mają wspólnego z wewnątrzpartyjną demokracją. Zamiast nudnego zdobywania władzy, wolimy kreowanie nowych liderów poprzez zakładanie kolejnych kanapowych partii.
To jeden z najważniejszych problemów naszej sceny politycznej – jego przyczyn należy doszukiwać się już w czasie przemian ustrojowych, ponad dwadzieścia lat temu. Polska polityka dojrzewa, jednak kolejni oponenci partyjnych liderów zazwyczaj całkowicie rezygnują z walki o władzę, wybierając inną metodę – założenie własnej partii. Tylko w ostatnich latach mieliśmy kilka przykładów takich sytuacji, poza Ruchem Palikota (który z wielu powodów jest wyjątkiem, a nie regułą) wszystkie nowe partie szybko, zazwyczaj po pierwszych wyborach, wypadły z poważnej polityki.
O sytuacji Jarosława Gowina dyskutuje się w tych samych kategoriach – jeśli konflikt w Platformie Obywatelskiej się zaogni, to jak najszybciej powinien założyć własną partię. Najlepiej z pozostałymi liderami prawej strony PO: Johnem Godsonem i Jackiem Żalkiem. Stworzona w ten sposób formacja po raz kolejny ma wpisać się w tę słynną lukę pomiędzy Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, a najprawdopodobniej – jeśli powstanie – wyląduje mniej więcej tam, gdzie w tej chwili jest Polska Jest Najważniejsza i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry.
Co powinien zrobić Gowin? Po pierwsze – podać się do dymisji, ponieważ najwyraźniej nie utożsamia się z linią własnego rządu; nie tylko w kontekście związków partnerskich, także wcześniejszego konfliktu z Polskim Stronnictwem Ludowym. Po drugie – najbliższy rok, który pozostał do wyboru przewodniczącego partii, spędzić na jeżdżeniu po regionach, spotykaniu się z działaczami PO; każdym, nawet najmniejszym, kołem i przekonywaniu działaczy, dlaczego jego konserwatywno-prawicowa wizja jest lepsza od tego, co proponuje Donald Tusk. Po trzecie – ponieść pełne konsekwencje wyboru i podjąć próbę zmiany wizerunku partii w ramach uzyskanego wyniku, tj. nie usuwać konkurentów w przypadku zwycięstwa oraz nie obrażać się po przegranej.
Nie piszę o tym dlatego, że chciałbym, żeby Jarosław Gowin te wybory wygrał. Wręcz przeciwnie – w takiej sytuacji nigdy nie zagłosowałbym na Platformę Obywatelską. Jednak przynajmniej bylibyśmy świadkami klarownej sytuacji – wiedzielibyśmy, kto o władzę walczył oraz jakie są jego realne wpływy w partii. To samo wiele lat temu powinien zrobić Marek Borowski, Janusz Palikot (który mógł zostać świetnym liderem lewej flanki PO!), Paweł Kowal i Zbigniew Ziobro. Jeśli niektórzy z nich zostaliby wyrzuceni z partii, świadczyłoby to wyłącznie o patologiczności polskich środowisk politycznych.
Dopiero wówczas, gdyby do walki o fotel przewodniczącego Platformy Obywatelskiej stanął Jarosław Gowin, Donald Tusk i (tu, po odejściu Janusza Palikota, konkretne nazwisko znaleźć najtrudniej) jakiś przedstawiciel lewicowej frakcji, mielibyśmy całkowity obraz tego, jak wygląda wewnętrzna sytuacja największej polskiej partii. W tej chwili musi nam wystarczyć medialny obraz, który ogranicza się wyłącznie do polskiego parlamentu, a raczej do wąskiego grona najbardziej zauważalnych posłanek i posłów. Szkoda, ponieważ – co udowodnił wybór Janusza Piechocińskiego – czasami drugi i trzeci plan jest znacznie ważniejszy.
Co chwilę słyszymy, że frakcje w partiach politycznych są szkodliwe. To nieprawda. Znacznie bardziej dojrzałe demokracje niż nasza oparte są na wewnątrzpartyjnych konfliktach, ponieważ to właśnie one są kwintesencją polityki, dzięki nim kreują się nowi liderzy, a partie wypracowują nowe koncepcje programowe. Wystarczy przypomnieć drogę, jaką do władzy przeszedł Tony Blair i jego konflikt z Johnem Smithem. Konkurencja to zjawisko pozytywne, jednak nawet bardzo ostry konflikt wewnętrzny musi być ściśle związany z lojalnością, której konserwatyści z Platformy Obywatelskiej najwyraźniej nie rozumieją – inaczej ponad czterdziestu posłów nie głosowałoby tak, żeby odrzucić projekt, który popiera większość ich klubu.
Liczę na to, że Jarosław Gowin jest na tyle mądrym politykiem, że nie zdecyduje się na założenie własnej partii, a swoją siłę postara się udowodnić w przyszłorocznym głosowaniu wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Demokracja jest mądrzejszym ustrojem niż czasami nam się wydaje – musi być jednak realizowana na wszystkich płaszczyznach.