„My w zamach nie wierzymy, ale jeśli Ty, obywatelu, masz taką ochotę, to oczywiście droga wolna, przecież nie musisz naszego braku wiary podzielać. Nie przeszkodzimy Tobie w tym, a nawet – w ramach naszych możliwości – pomożemy, przekonując telewizję publiczną, żeby, zaraz po „Wieczorynce”, pokazała film Anity Gargas” – wydaje się, że właśnie tak mówi znaczna część polskich polityków.
Przez ostatnie tygodnie słyszeliśmy dziesiątki podobnych wypowiedzi – idee puszczenia obu filmów poparł m.in. Jacek Protasiewicz i Andrzej Rozenek. Stanisław Żelichowski przekonywał, że należy pokazać Polakom oba punkty widzenia. Żaden z tych polityków nie ma nic wspólnego z poglądami, w które wpisuje się „Anatomia upadku”. I właśnie dlatego to, co mówią na ten temat, jest takie przerażające. Świadczy o tym, że ostatnie trzy lata nieodwracalnie wpłynęły na świadomość nas wszystkich – przede wszystkim klasy politycznej.
Filmów National Geographic i Anity Gargas nie należy wymieniać jednym tchem, nie można sugerować, że istnieje pomiędzy nimi jakaś zależność; że polskie państwo, rzeczywiście, stworzyło jakiś raporcik, ale to tylko jedna z opinii, a drugą – równie ważną – przedstawi nam polska prawica. Jeśli za kilka lat w zamach będzie wierzyło nie trzydzieści, a pięćdziesiąt procent Polaków, to nie będzie to wina Prawa i Sprawiedliwości, tylko właśnie Andrzeja Rozenka i Stanisława Żelichowskiego. Chociaż obaj, oczywiście, podkreślają, że z wiarą w zamach nie mają nic wspólnego, to ich wypowiedzi sugerują, że istnieją jakieś dwie strony, po których można się dowolnie wypowiedzieć.
To po prostu nieprawda – polskie państwo opracowało jeden oficjalny raport, a alternatywne wersje, które na temat katastrofy opowiadają inni nie są żadną drugą stroną: film Anity Gargas nie jest przeciwwagą do tego, który stworzyło National Geographic (właśnie dlatego, że ten drugi oparty jest na oficjalnych dokumentach); dokument opracowywany przez zespół pod kierownictwem Antoniego Macierewicza nie jest równoważny do raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Teoria spiskowa z zasady nie jest alternatywnym punktem widzenia, jak mówił Stanisław Żelichowski. Jest – na co wskazuje nazwa – po prostu teorią spiskową. Nie ma żadnego powodu, żeby po koncercie Paula McCartneya telewizja publiczna pokazywała film dokumentalny, przekonujący, że tak naprawdę brytyjski muzyk nie żyje, a oglądany przed chwilą występ był wielką mistyfikacją. Ludzie wierzący, że Amerykanie nigdy nie lądowali na Księżycu, ponieważ widać, że flaga łopocze na wietrze, nie są drugą stroną w stosunku do tych, którzy uważają, że 21 lipca 1969 roku był wielkim skokiem dla ludzkości.
Wojciech Olejniczak kilka dni temu w Radiu ZET powiedział, że fundamentalnie nie zgadza się z tym, żeby telewizja publiczna utwierdzała Polaków w przekonaniu, że w Smoleńsku był zamach. Szkoda, że były lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest jednym z niewielu polityków, którzy podczas dyskusji o „Anatomii upadku” zachowali zdrowy rozsądek i nie dali się uwieść absurdalnie postrzeganej politycznej poprawności.